Tuesday, December 23, 2014

Życzenia Świąteczne z Uzes

Moi drodzy czytelnicy bloga, znajomi i przyjaciele,

Życzę wam wszystkiego dobrego w Święta i fantastycznego Nowego Roku.

W kwestii ostatnich wydarzeń: tyle się dzieje że nie ma kiedy pisać. Marcin zapytał mnie jakiś czas temu czy się nie nudzę na tej wiosze, z której do najbliższego sklepu jest 14 km. Otóż nie! Pomimo tego że dzień jest krótki i we wsi jest zaledwie kilkanaście domów (z czego połowa to domy wakacyjne i w związku z tym zamknięte na głucho do wiosny) cały czas coś jest do robienia. Jestem też nadal częścią rodziny Ludmiły bo kursuję pomiędzy jej domem i domem gospodarzy Domain czyli głównego budynku (gospodarze też są w swoim "zimowym" domu więc spośród kilkunastu pokoi w tym domu i kilku budynków gospodarczych jestem tu sama). No i ponieważ na razie nie mam swojego gabinetu jeżdżę do odległych czasem miejsc żeby robić akupunkturę pacjentom. Julita zostaje w Arles do końca czerwca, aż Marysia skończy pierwszą klasę, a w międzyczasie pojawiła się oferta wynajęcia mieszkania jednego z moich pacjentów który właśnie kupił dom i się przeprowadza. Tak więc od stycznia będę wynajmowała mieszkanie w kolejnej małej wsi, oddalonej od Ludmiły o kilka kilometrów, bliżej Uzes. Okolica nadal piękna, lasy dookoła, do Uzes niedaleko. W mieszkaniu jest pokój który mogę przeznaczyć na gabinet i tam będę przyjmowała pacjentów. To będzie super. Jest też otwarty kominek więc będę się zacieszać żywym ogniem wieczorami. Tak więc postanowiłam że następny rok poświęcę na naukę francuskiego, na dokańczanie spraw związanych z Polską, na robieniu akupunktury i na wypoczywaniu tj. szwędaniu się po okolicznych lasach i zwiedzaniu Langwedocji i Prowansji. I może za rok będzie już czas na organizację centrum zdrowia. Teraz jest czas na relaks i zbieranie sił do dalszych projektów. Ponieważ jestem otoczona lasami to zamierzam też zjeździć je na rowerze i chyba będę musiała zakupić rower typowo terenowy z grubymi oponami bo podłoże jest tutaj mocno kamieniste. Do tego zamierzam codziennie poświęcić czas na qi gong w lesie (zaczęłam już ten poranny rytuał). No więc, widzicie moi drodzy, nie ma tutaj szans na nudę. Dwa razy w tygodniu trzeba też pojechać na targ do Uzes lub innego miasteczka żeby odnowić zapasy.

W ostatnią sobotę byłam u pacjentów w Lourmarin - urocza wioska 30 km od Aix-en-Provence. Spędziliśmy fajne popołudnie wygrzewając się na tarasie kawiarni i spacerując po parkach otaczających jakieś Chateau. W ostatnim tygodniu temperatura osiągała 20 stopni wiec tym bardziej dużo czasu spędzałam na dworze. W niedzielę byliśmy z Ludmiłą i chłopcami w tzw. Oppidum czyli na ruinach rzymskiego miasta (a to nawet było przed-rzymskie) niedaleko Nimes. Wiele jest tutaj takich miejsc, niektóre całkiem nieźle zachowane a inne pełne ruin i stert kamieni które kiedyś były domami. Fantastycznie jest się tak szwędać po "żywej historii". Rafa tylko, jak zwykle, wytarzała się w jakiejś kupie i całą drogę powrotną śmierdziała w samochodzie niewymownie. Nigdzie nie było rzeczki żeby ją wykąpać. W ogóle Rafa to jest moje wielkie wyzwanie wychowawcze. Mam nadzieję że w niebie policzą mi te trudy które poniosłam żeby ją wychować na normalnego psa. Do tej pory miałam tylko Owczarki Szkockie i Bordery i znakomicie mogłam się z nimi dogadać. Rafa jest mieszanką nie wiadomo czego dokładnie (pewnie psa gończego, myśliwskiego i stróżującego bo takie cechy charakteru prezentuje) i jej zachowanie jest nieprzewidywalne. Do tego z wiekiem robi się coraz bardziej niezależna i krnąbrna. Oboje z Olim mamy jej czasami okropnie dość. Po niektórych jej wyskokach (np. wyżarcie dziury w kanapie gospodarzy, na szczęście nie żaden bezcenny Ludwik XIV, od których roi się w tym domu, tylko zwykły Rene Bobois wart zaledwie kilkanaście tys Euro - szkodę będę musiała naprawić bo się do tego poczuwam) miałam ochotę podarować ją owczarzowi w dolinie (latałaby cały dzień bo tego jej najbardziej potrzeba) ale prędzej by pewnie te owce zjadła niż je pilnowała. Zobaczymy co będzie dalej i jak będzie się zachowywała na nowym miejscu bo tutaj poczuła się panią na włościach i przestała słuchać. Wcześniej trzymała się mnie blisko a teraz zaczęła sobie robić wycieczki i wracać w stanie strasznego unorania (wiadomo w czym). Za każdym razem dostaje burę i za każdym razem jest to samo. Moje inne psy dostały jakąś informację raz i zrozumiały co jest pożądanym zachowaniem a ten tutaj pies w ogóle nie chce współpracować. Myślę że Rafa powinna być psem jakiegoś myśliwego albo trapera. Może to jest myśl żeby jej znaleźć jakiegoś myśliwego. Byłaby pewnie znakomitym psem tropiącym, nieuchwytnym węchem dla zwierzyny skoro zapach ma ciągle taki zmieniony. No i lubi pilnować i obszczekiwać wszystko co jest za płotem więc jest znakomitym psem do pilnowania (ale mnie to jej obszczekiwanie doprowadza do szału). Jakbyście słyszeli coś o myśliwym (nie boi się wystrzałów) który potrzebuje psa towarzysza do polowań, to dajcie znać - wydaje mi się że mój styl życia nie pasuje do Rafy i lepiej by jej było u kogoś kto lubi tropiąco-stróżujące a nie pasterskie. Oli z kolei boi się wystrzałów i zazwyczaj jak coś usłyszy w lesie to sam wraca do domu i czeka grzecznie pod drzwiami żeby go wpuścić. Oli w ogóle jest nadzwyczajnym psem i podziwiam go za to jak sobie poradził z dziką Rafą, bo to on odwalił brudną robotę jeżeli chodzi o jej wychowanie czyli w ogóle pokazanie jej że nie ona tutaj rządzi i pozbawienie jej agresywnych cech.

Zaczęłam szukać łóżka do mojego nowego mieszkania i rzeczywiście Francja jest pełna niedrogich antyków. Dla miłośników staroci jest to fantastyczne miejsce. Muszę się dobrze zastanowić co chcę mieć (oprócz tego co przywiozę z Polski, co zostało u Hani i Borysa na strychu) żeby się za bardzo nie obłożyć sprzętami bo pokusa jest wielka. Rozumiem tą miłość do szperania po rynkach staroci i przygodnie spotkanych stodołach z rzeczami z zamierzchłych czasów. Można znaleźć niesłychane rzeczy i wybitnie piękne.

Trwają przygotowania do Świąt. Wszędzie są Marche du Noel czyli przedświąteczne targi z rękodziełem i smakołykami. Ja już zakupy zrobiłam, i prezenty. Spędzę Święta z Ludmiłą i jej rodziną oraz jej znajomymi Marie Christine, Mauelem i ich trójką dzieci. Będzie więc licznie. W pierwszy dzień Świąt, jeżeli będzie ładna pogoda, chcemy się wybrać na plażę do Camargue, a Sylwestra planujemy przetańczyć na imprezie brazylijskiej, na której kolega Ludmiły gra ze swoim zespołem. Kreacji na ten wieczór jeszcze nie mam, po Świętach coś wymyślę.

W długie jesienne wieczory oglądaliśmy też Rancho, polski serial. Będąc tu dwa lata temu obejrzałyśmy pierwszy sezon serialu. W Polsce nie mogłam go oglądać bo mnie trafiał szlag, tak to odpowiada polskiej rzeczywistości gdzie albo Wójt albo inkwizycja. A z uwagi na moje hadranie się z korupcją w gminie Tarnowo Podgórne i poznanie od podszewki systemu i tzw. "samorządu" to już w ogóle nie było mi do śmiechu kiedy próbowałam raz obejrzeć jakiś odcinek. Ale tutaj, z perspektywy ok. 2000 km, nawet mi jest do śmiechu. Jestem od tego tak daleko że mnie to już tak nie dotyka i mogę potraktować ten serial jako rozrywkowy. Nie ma tutaj ławeczki z panami przypiętymi do butelki wina (tutaj to byłoby nie do pomyślenia żeby wino pić z gwinta, a nie w odpowiednim kieliszku), zataczającymi się w drodze do domu. Nie ma kobiet w stylu Solejukowej, czyli takich które przepraszają że żyją i cały czas węszą jakąś tragedię ("Matko Boska!") i poruszają się w podomkach i laczkach na skarpetach (poza niedzielną sumą kiedy to przychodzi czas na wystrojenie się). Nie ma tej zawiści, plotek, itd. Tutejszy folklor to degustacja wina, korsykańskich kiełbas, oraz kozich serów, a także rynki i kiermasze wiejskie, wystawy prac artystycznych (malarstwo, ceramika, szkło, kowalstwo artystyczne) i wszelakie wydarzenia kulturalne na tej naszej zapadłej wsi - bo dla przeciętnego miastowego Francuza departament Gard w którym teraz mieszkam to zapadła wiocha. Ciekawe co by pomyślał taki "miastowy", albo nawet taki "wiejski", Francuz gdyby dotarł do Wilkowyj...

Jeżeli chodzi o filmy polskie, to zawsze polska kinematografia lepiej mi leży za granicą. Obejrzałam też, po wielu latach, "Nad Niemnem" i bardzo mi się podobała ta mini seria. Cóż za wspaniałe krajobrazy, świetne role, kostiumy, itd. Historia też piękna i ile tam ciągle aktualnych opinii na temat Polski i emigracji. Fantastyczny film. Przejrzałam co też Ludmiła ma w biblioteczce i następny będzie "Janosik".

A z literatury polecam wszystkim Andrzeja Bobkowskiego, którego poznałam dzięki Izie od której dostałam jego "Szkice Piórkiem" i zapiski z Gwatemali. Dwa lata temu podążałam tym samym szlakiem którym podążał Bobek we Francji na rowerze, jadąc wzdłuż wybrzeża. Fantastycznie się czyta te zapiski "chuligana wolności" jak go nazywają jego miłośnicy. Gorąco polecam.

Cieszę się już bardzo na Nowy Rok. Będzie może spokojniejszy niż ten obecny, czego bym sobie życzyła. Rok 2015 rokiem twórczego ale spokojnego działania, w koncentracji i harmonii. Co wy na to?

Pozdrawiam wszystkich serdecznie!

Tuesday, December 09, 2014

Wkrótce ciąg dalszy przygód

Moi drodzy, ciąg dalszy przygód nastąpi wkrótce. Mój leciwy komputer padł (był już bardzo stary i nie przeżył ataku wybitnie złośliwego wirusa) i czekałam na nowy z klawiaturą do której jestem przyzwyczajona, a potem znowu nie mieliśmy internetu (i w ogóle prądu) z powodu kolejnych wichur i deszczy. Dzisiaj świeci piękne słońce więc lecę wykorzystać dzień na spacery po lesie a wkrótce doniosę o nowościach z Lussan i okolic. Pozdrawiam bardzo serdecznie wszystkich czytelników!